Nuda mi nie grozi – ZTM Warszawa

Nuda mi nie grozi

Jeżeli ktoś jedzie na gapę, najpierw zaczyna się „teatrzyk” z brakiem dokumentu potwierdzającego tożsamość, a później próby zastraszania albo brania na litość. Zazwyczaj pasażerowie jadą do lub ze szpitala, stracili pracę albo babcia zmarła – o najczęstszych wymówkach osób jeżdżących komunikacją miejską bez biletu i próbujących uniknąć kary opowiada Eliza, jedna z kontrolerek biletów, biorących udział w kampanii „Pracuję jako kontroler biletów”.  

Kontrolerka biletów, ochroniarz, prowadząca zajęcia dla studentów z bezpieczeństwa narodowego na Akademii Obrony Narodowej. Wykonuje pani trzy z pozoru różne zawody, które mają jednak punkt wspólny.

Myślę, że więcej niż jeden, ale dla mnie najważniejszy jest brak monotonii. Żadna z wykonywanych przeze mnie prac nie jest przypadkowa. Od zawsze wiedziałam, że nie sprawdzę się za biurkiem, więc musiałam znaleźć zajęcie, które będzie zgodne z moim charakterem.

Kontrolerką biletów jestem od trzech lat, ale miałam dość długą przerwę. Zaszłam w ciążę, a znając specyfikę tej pracy nie chciałam ryzykować zdrowia dziecka. W moim życiu przyszedł czas na wyzwania w sferze prywatnej. Ale wróciłam, a to jest najlepszym potwierdzeniem mojej sympatii do pracy i osób, z którymi na co dzień współpracuję.

Gdyby jednak ktoś poprosił mnie o wskazanie ulubionej pracy, nie potrafiłabym wybrać. Wszystkie zajęcia lubię, wszystkie są satysfakcjonujące, a przede wszystkim nuda mi nie grozi.

Nuda nie, ale zarówno sprawdzając bilety w komunikacji miejskiej, jak i ochraniając mecz piłki nożnej może pojawić się zagrożenie, czyli agresja ze strony pasażerów lub kibiców. Jak radzi sobie pani w takich sytuacjach?

To jest mój zawód, więc muszę umieć się obronić. Proszę jednak pamiętać, że w przypadku organizowania ochrony podczas meczu lub koncertu moim podstawowym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom imprezy oraz współpracownikom. Zazwyczaj zarządzam grupą kilku lub kilkunastu osób, a sytuacji niebezpiecznych nie brakuje. Jednym z najtrudniejszych dotychczasowych wyzwań zawodowych były derby Legii z Polonią. W naszą stronę leciały pisuary, drzwi, kamienie. Nad agresywnym tłumem nie da się zapanować bez wcześniejszego przygotowania, doskonałej współpracy pomiędzy ochroniarzami oraz… trzeźwej oceny sytuacji.

eliza_glabkowska_542

Czyli nie ma miejsca na emocje?

Jesteśmy ludźmi, więc nie da się od tak wyłączyć emocji i uczuć, ale trzeba umieć zachować zimną krew i skupić się na zadaniu.

Kontrolowanie biletów – w porównaniu zapewnianiem ochrony podczas meczów, czy dużych imprez kulturalnych – wydaje się być prostym zadaniem.

I tak, i nie. Agresja słowna jest na porządku dziennym. Niestety jest to tak powszechne zjawisko, że nie zwracam już na nie uwagi. Pasażerowie wyzywają nas, przeklinają, straszą… Ulubionym „straszakiem” gapowiczów są rzekomi znajomi na wysokich szczeblach, po interwencji których na pewno stracimy pracę.

Ataki agresji fizycznej występują rzadziej niż np. na meczach, ale też się zdarzają. Dlatego – podobnie jak podczas szeregu prac wykonywanych przed dużą imprezą sportową lub kulturalną – trzeba się dobrze przygotować przed rozpoczęciem sprawdzania biletów. Nikt z nas nie ma gwarancji, że wchodząc do autobusu pełnego obcych ludzi, wysiądzie z niego uśmiechnięty, bez wypisania żadnego wezwania do zapłaty.

Dla mnie jednak najbardziej męcząca i uciążliwa jest złośliwość ze strony gapowiczów. Bywają takie dni, że największym wyzwaniem jest zachęcenie pasażera do okazania dokumentu tożsamości, na podstawie którego mogę wystawić wezwanie do zapłaty. Najczęściej, gdy pasażer nie ma biletu, nie ma też przy sobie żadnego dokumentu tożsamości. Przynajmniej tak twierdzi. W takiej sytuacji trzeba zadzwonić po policję lub Straż Miejską, której funkcjonariusze mają możliwość potwierdzenia danych osobowych. Zazwyczaj też, po przyjeździe patrolu, znajduje się dowód, paszport albo legitymacja studencka. Pojawiają się wówczas pytania: Po co straciliśmy godzinę stojąc na przystanku, po co angażowaliśmy służby porządkowe? Myślę, że w tak dużym mieście jak Warszawa policjanci i strażnicy miejscy na brak pracy nie narzekają.

Z perspektywy trzech lat na stanowisku kontrolerki biletów, mogę powiedzieć, że nic mnie już nie dziwi.

Pracownicy pomocniczej kontroli biletowejktórą pani reprezentuje – przeprowadzają miesięcznie średnio 1,4 tys. kontroli. Naprawdę nic już pani nie zaskakuje?

W przypadku osób, które mają ważny bilet proces kontroli trwa kilka sekund. Jeżeli ktoś jedzie na gapę, najpierw zaczyna się „teatrzyk” z brakiem dokumentu potwierdzającego tożsamość, a później próby zastraszania albo brania na litość. Zazwyczaj pasażerowie jadą do lub ze szpitala, stracili pracę albo babcia zmarła.

Ale zaraz, zaraz… ostatnio jednak zdarzyło się coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Sprawdzałam bilety. Jedna z pasażerek od razu powiedziała, że nie ma biletu i wręczyła mi dowód osobisty. Już to było dziwne, ponieważ zazwyczaj muszę o to walczyć kilkadziesiąt minut. Chwilę później wstała i powiedziała: „Proszę sobie usiąść, będzie pani wygodniej wypisywać wezwanie”.

 

Szczegółowe informacje o kampanii „Pracuję jako kontroler biletów” są dostępne tutaj

Ostatnia aktualizacja 3 czerwca 2019

MobileMS
APACHE LICENSE, VERSION 2.