Zaczynając, ponad 30 lat temu pracę miałem chytry plan – popracuję rok, zachęcę wszystkich gapowiczów do kupowania biletów i znajdę inną pracę. Okazało się jednak, że rok to trochę za mało, więc zostałem na dłużej… A później tak mi się spodobało, że teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym wykonywać inną pracę – opowiada Tomasz, jeden z kontrolerów biletów biorących udział w kampanii „Pracuję jako kontroler biletów”.
Deszcz ze śniegiem i upał – odpowiedział pan na pytanie o to, co jest najtrudniejsze w pracy kontrolera biletów. Agresję ze strony pasażerów wymienił pan na drugim miejscu. Pozostali kontrolerzy jednogłośnie stwierdzili, że najtrudniejsza jest agresja i złośliwość ze strony pasażerów jeżdżących na gapę komunikację miejską.
Pracuję jako kontroler biletów 31 lat. Na pogodę nie mam żadnego wpływu, a proszę mi wierzyć – deszcze ze śniegiem padający przez cały dzień albo 30-stopniowy upał potrafi być uciążliwy. Tym bardziej, gdy osiem godzin jeździ się po mieście i wciąż zmienia się środki transportu.
Agresja jest bardzo poważnym problemem, ale w większości przypadków mam wpływ na to, jak potoczy się sytuacja. Trzy dekady to wystarczająco dużo czasu, aby nauczyć się rozmawiać z ludźmi, nawet w sytuacjach tak niekomfortowych, jak wypisywanie wezwania do zapłaty za jazdę bez ważnego biletu. Ale muszę też zgodzić się z moimi koleżankami i kolegami, że agresja – szczególnie słowna – jest niestety na porządku dziennym.
Jakie umiejętności pomogły panu wytrwać ponad 30 lat na tym stanowisku?
Zaczynając, ponad 30 lat temu pracę miałem chytry plan – popracuję rok, zachęcę wszystkich gapowiczów do kupowania biletów i znajdę inne zajęcie. Okazało się jednak, że rok to trochę za mało, więc zostałem na dłużej… A później tak mi się spodobało, że teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym wykonywać inną pracę.
Pierwsza i najważniejsza zasada obowiązująca przy wyborze zajęcia brzmi – „Trzeba lubić to, co się robi”. Ja lubię swoją pracę za stały kontakt z ludźmi i brak monotonii. Każdego dnia dzieje się coś innego.
Niezbędna jest także pogoda ducha. Gdy wchodzę do autobusu pełnego ludzi, mam do wyboru, albo powiem pod nosem „dzień dobry” i zacznę z miną skazańca sprawdzać bilety, albo głośno, z pełnym uśmiechem na twarzy przywitam się, do każdego się uśmiechnę i podziękuję za okazanie biletu. Zawsze wybieram drugą opcję i proszę mi wierzyć – w większości przypadków pasażerowie odpowiadają tym samym.
Historii potwierdzających skuteczność tej metody są setki. Kiedyś na trasie plac Bankowy – Królewska regularnie spotykałem gapowicza. Podczas pierwszej kontroli tak się ucieszył na nasz widok, że opłacił wezwanie na miejscu z komentarzem – „Nigdy was nie spotykam, więc płacę na miejscu”. Przy kolejnych kontrolach, jak starzy znajomi, rozumieliśmy się bez słów. Pasażer płacił, ja wystawiałem wezwanie. Z czasem jednak poddał się i zaczął kupować bilety. Pewnie doszedł do wniosku, że jeżdżenie na gapę jest jednak mało ekonomiczne.
Nie tak dawno wysiedliśmy na przystanku z pasażerką bez biletu. Kobieta chciała wykorzystać okazję i uciec. Przytrzymałem ją za torebkę, a to już wzbudziło zainteresowanie innych osób czekających na przystanku. Pani zaczęła nas nagrywać i komentować sytuację m.in. zachęcając mojego młodszego kolegę, żeby poszedł do szkoły, to nie będzie musiał takiego nieludzkiego zawodu wykonywać. Dodam tylko, że kolega właśnie rozpoczął drugi rok studiów doktoranckich na Polskiej Akademii Nauk. Ale wracając do pasażerki bez biletu i kobiet kręcących o nas film – zaczęliśmy rozmawiać, wyjaśniliśmy na czym polega prawo do ujęcia pasażera, pokazaliśmy odpowiednie przepisy w Prawie przewozowym i… pasażerka opłaciła wezwanie na miejscu. Rozstaliśmy się bez najmniejszej urazy.
Czyli kraina szczęśliwości?
Nie przesadzajmy. Oprócz przyjaznych i neutralnych sytuacji zdarzają się także bardzo przykre i niebezpieczne. W tym roku odnotowaliśmy już ponad 40 ataków na kontrolerów. Czasami kończy się na kilku siniakach i otarciach, ale zdarzają się też złamania i inne poważne urazy.
Dlatego właśnie – z koleżankami i kolegami kontrolerami – zdecydowaliśmy się na udział w kampanii „Pracuję jako kontroler biletów”. Mam nadzieję, że pasażerowie, którzy będą chcieli nas wyzwać, popchnąć albo kopnąć – pod wpływem kampanii – zastanowią się chwilę i zobaczą w nas przede wszystkim ludzi, którzy po prostu wykonują swoją pracę.
A pan czasami tę „pracę zabiera do domu”…
Nie da się ukryć – nie potrafię żyć bez zwierząt i nie potrafię przejść obojętnie obok cierpiącego zwierzaka. Ludzie często wyrzucają z domu chore lub dopiero co urodzone zwierzęta. Traf chce, że ja je znajduję, zazwyczaj na przystankach komunikacji miejskiej. Obecnie wraz z żoną dzielimy mieszkanie z trzema kotami, a właściwe to Lara, Mila i Laluś dzielą je z nami. Kociarze będą wiedzieli o co chodzi…
Nie są to pierwsze zwierzęta w państwa domu. Przed nimi były…
Psy i koty. Dotychczas zapewniliśmy dom trzem psiakom i sześciu kotom. Żadnego z nich nie kupiliśmy, wszystkie znalazłem na ulicy. Mnóstwo osób traktuje zwierzęta jak przyjaciół, ale wielu z nich, jak tylko pojawiają się problemy, wyrzuca je na ulicę. Przez większość życia towarzyszyły mi zwierzęta i nie wyobrażam sobie, żeby w moim domu miało ich nie być.
Czy oprócz opieki nad zwierzętami, jest jeszcze coś takiego, co robi pan z równie duża pasją i zaangażowaniem?
Jeżdżę na rowerze. Traktuję jednoślad, zarówno jako codzienny środek transportu, ale także jako sposób na relaks. Odpuszczam tylko zimą, ale w pozostałym okresie, czy to jadąc po zakupy, czy do pracy wybieram rower. Gdy jestem zmęczony, też wsiadam na rower, jadę przed siebie i odpoczywam.
Szczegółowe informacje o kampanii „Pracuję jako kontroler biletów” są dostępne tutaj
Opublikowano 8 października 2014
Ostatnia aktualizacja 3 czerwca 2019