Bywa zabawnie, gdy pasażerowie bez biletu próbują znaleźć synonim słowa „kanar”. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy chcą wziąć mnie na litość i stają się bardzo mili. Nie mogą więc powiedzieć: „Panie kanar, puść mnie pan”. Więc słyszę zazwyczaj: „panie rewizorze”, „panie konduktorze”… – o pracy na stanowisku kontrolera biletów opowiada Michał Maurycy, jeden z uczestników kampanii „Pracuję jako kontroler biletów”.
Prokurator McCabe, gliniarz Jack Styles albo detektywi Sonny i Rico. Wie pan o kim mówię?
Oczywiście. Pierwsi to bohaterowie serialu „Gliniarz i prokurator”, chociaż należało jeszcze wspomnieć o buldogu Maxie. Sonny i Rico to policjanci z serialu „Policjanci z Miami”. Dziwne pytanie. Spodziewałam się standardowych : „Dlaczego student studiów doktoranckich pracuje jako kontroler biletów?”, „Jak kontrolerzy radzą sobie ze stresem” i „Czym sobie zasłużyli na to, że są nielubiani?”…
Zapytałam o gliniarza i prokuratora oraz policjantów z Miami, ponieważ są świetnym przykładem „pracowniczych duetów”, których członkowie być może działają sobie niekiedy odrobinę na nerwy, ale też dzięki współpracy doskonale wykonują obowiązki służbowe. Obserwując pana i Tomasza, z którym najczęściej wspólnie kontrolujecie bilety, odnosi się wrażenie, że jesteście jak wspomniani gliniarz i prokurator. Rozumiecie się bez słów. Czy praca z zaufanym partnerem pomaga w wykonywaniu zawodu kontrolera biletów?
To, że nie pracujemy w pojedynkę jest podyktowane względami bezpieczeństwa. Ale odpowiadając na pytanie – tak, współpraca z człowiekiem, do którego ma się zaufanie, który ma duże poczucie humoru, i który na pewno nie zostawi współpracownika w tarapatach generalnie pomaga w pracy zawodowej, nie tylko na stanowisku kontrolera biletów.
Celowo wspomniałem o poczuciu humoru, ponieważ w tej pracy jest ono niezbędne. W ciągu jednego dyżuru może zdarzyć się bardzo wiele trudnych sytuacji. Najlepszym rozwiązaniem jest omówić je na gorąco, obrócić w żart i zapomnieć.
Da się wszystko obrócić w żart, nawet wyzwiska i agresję?
Pracuję jako kontroler biletów od siedmiu lat i wychodzi na to, że mam sporo szczęścia, ponieważ dotychczas nie doświadczyłem fizycznej agresji ze strony pasażerów. A jeżeli nawet mam za sobą trudny dzień albo noc w pracy, po kilku godzinach już o tym nie pamiętam. W pamięci zostają tylko przyjemne i zabawne wydarzenia.
Przyjemne i zabawne wydarzenia w pracy na stanowisku kontrolera biletów?
Mnóstwo. Kilka tygodni temu czekaliśmy z Tomkiem na przystanku. Podjeżdża tramwaj. Obserwuję pasażerów w pojeździe i widzę, że dziewczyna przy oknie nie ma biletu. Lata doświadczenia. Pasażerowie jadący na gapę zazwyczaj nerwowo rozglądają się po wjeździe pojazdu na przystanek i szukają wzrokiem kontrolerów. Uśmiechnąłem się do niej i pomyślałem, że wysiądzie. Ale gdzie tam, twardo siedzi. Wchodzę do tramwaju, podchodzę i proszę o bilet. Dziewczyna na to z rozbrajającą szczerością: „Nie mam”. Pytam więc: „Dlaczego pani nie wysiadła? Przecież widziała nas pani”. Na co słyszę odpowiedź: „Bo ja myślałam, że się panu spodobałam”.
Zabawnie bywa też wtedy, gdy pasażerowie bez biletu próbują znaleźć synonim słowa „kanar”. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy chcą wziąć mnie na litość i stają się bardzo mili. Nie mogą więc powiedzieć: „Panie kanar, puść mnie pan”. Więc słyszę zazwyczaj: „panie rewizorze”, „panie konduktorze”…
Nie wspomnę już o sytuacjach, gdy spotykam w innych miastach pasażerów, którym wypisałem w Warszawie wezwanie do zapłaty. W wakacje natknąłem się nad morzem na małżeństwo, które podróżowało na gapę stołecznym autobusem. Podeszli do mnie, przywitali się, pożartowaliśmy.
Z kolei w Szczecinie dwie nastolatki uciekły z autobusu, gdy mnie zobaczyły. Widziały mnie w programie telewizyjnym poświęconym pracy kontrolerów i chyba doszły do wniosku, że moje uprawnieni do kontroli biletów obowiązują też w Szczecinie…
Wróćmy do pytania, o które upomniał się pan na początku – dlaczego student studiów doktoranckich pracuje jako kontroler biletów?
Pracuję, ponieważ jak każdy dorosły i odpowiedzialny człowiek potrzebuję pieniędzy, aby utrzymać siebie i rodzinę. Dlaczego jako kontroler biletów? Ponieważ nie wyobrażam sobie monotonnego zajęcia w jednym miejscu. Poza tym lubię pracować i przebywać z ludźmi. Jest jeszcze jedna bardzo istotna zaleta mojej pracy – elastyczne godziny pracy. Dzięki temu mogę kontynuować studia doktoranckie i przygotowywać się do podróży.
W im bardziej odlegle miejsca, tym lepiej?
Zgadza się. Moja przygoda z podróżowaniem zaczęła się wraz z rocznym rządowym stypendium w Wietnamie. To był skok na głęboką wodę. Początkowo nie mogłem się tam odnaleźć. Otoczenie wydawało mi się nieprzyjazne. Z czasem jednak stało się intrygujące. Z jednej strony były dynamiczne, pełne życia miasta, a z drugiej spokojne wsie. Niesamowite było to, w jaki sposób traktowano turystów. Na naszej ulicy w Hanoi wszyscy wiedzieli gdzie mieszkają studenci z Polski. Zawsze nas serdecznie witali. Gdy doszło do awarii prądu, przyszli do nas i przynieśli świece.
Od czasu stypendium w Wietnamie minęło kilka lat i jest pan „bogatszy” o prawie 40 państw. Gdyby z jakiegoś powodu musiał pan opuścić Polskę, gdzie by pan zamieszkał?
Wróciłbym do Wietnamu. Przede wszystkim ze względu na ludzi. Są przyjaźnie nastawieni do drugiego człowieka, bez względu na to czy jest miejscowy, czy cudzoziemiec.
Ale wciąż nie daje mi spokoju to porównanie do gliniarza i prokuratora. Jeżeli już mam się z nimi identyfikować, to ja oczywiście jestem tym przystojniejszym…
Szczegółowe informacje o kampanii „Pracuję jako kontroler biletów” są dostępne tutaj
Opublikowano 13 października 2014
Ostatnia aktualizacja 3 czerwca 2019